Адам Фаловський (Adam Fałowski). „Пане Фаловський, треба подумати» – Wspomnienie o profesorze Wasylu Nimczuku

Wspominając Profesora Wasyla Nimczuka sięgam pamięcią do roku 1983. W dniach 6-14 września tegoż roku w Kijowie odbywał się IX Międzynarodowy Kongres Slawistów, największa cykliczna naukowa impreza slawistyczna, spotkanie slawistów z całego świata. Jako świeżo upieczony doktor nie miałem najmniejszych szans, aby znaleźć się w składzie oficjalnej delegacji polskiej na Kongres, ale szczęśliwym zrządzeniem losu przybywałem w tym czasie na trzymiesięcznym stażu naukowym w stolicy Ukrainy i dzięki temu mogłem brać udział w obradach zjazdu jako obserwator.

Już po Kongresie odwiedziłem wielokrotnie siedzibę Akademii Nauk na ulicy Kirowa (dzisiaj Hruszewskiego), aby zapoznać się bliżej z osiągnięciami ukraińskich językoznawców, szczególnie historyków języka ukraińskiego. Miałem wówczas jeszcze dość mgliste plany habilitacyjne, wiedziałem tylko, że powinienem się zająć leksyką okresu staroruskiego, szukałem więc potwierdzenia i sprecyzowania swoich pomysłów badawczych. Naturalną koleją rzeczy doszło do spotkania z Wasylem Nimczukiem, który już wtedy był niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie diachronii języka ukraińskiego, autorem monografii habilitacyjnej o staroukraińskiej leksykografii, a przede wszystkim edytorem najważniejszych zabytków języka i językoznawstwa ukraińskiego XVI-XVII w. Byłem mile zaskoczony życzliwym przyjęciem i zainteresowaniem moją skromną osobą. Dużo rozmawialiśmy o końcowym etapie pracy Profesora nad wydaniem Mszału Kijowskiego (ukazało się ono w 1983 roku pt. «Київські глаголичні листки. Найдавніша пам’ятка слов’янської писемності»). Zaskoczyło mnie też to, że W. Nimczuk dość przyjaźnie odniósł się do moich nieśmiałych zamiarów zajęcia się dawnym wschodniosłowiańskim słownictwem erotycznym, podsuwając mi jako niezrównane źródło zabytek z roku 1130-1156 «Вопросы Кирика», w którym miałbym znaleźć dużo materiału leksykalnego z zakresu interesującej mnie tematyki.

Z Profesorem rozmawiałem po rosyjsku, gdyż mój ukraiński nie był jeszcze na tyle dobry, aby swobodnie wypowiadać się na tematy naukowe. Miałem z tego powodu pewne obiekcje, ale kijowski uczony szybko rozwiał moje skrupuły, stwierdzając, że język służy przede wszystkim komunikacji, a nie wyrażaniu emocji. Nie mam zresztą pewności, czy dokładnie przekazuję intencje rozmówcy. W każdym razie chodziło o to, że zupełnie mu nie przeszkadza rozmawianie ze mną po rosyjsku.

Od kongresu do kongresu. Kolejne spotkanie z W. Nimczukiem, które zapadło mi w pamięć, też związane jest z MKS, tym razem odbywającym się w Krakowie w roku 1998. Wtedy już istniała od kilku lat krakowska ukrainistyka zorganizowana instytucjonalnie w postaci Katedry, którą przejąłem po prof. Wiesławie Witkowskim jako pełniący obowiązki kierownika, zaledwie w rok po habilitacji. Delegacja ukraińska na MKS odwiedziła nas wówczas w naszych więcej niż skromnych pomieszczeniach przy ul. Krupniczej. To było wielkie przeżycie dla mnie jako debiutanta w roli gospodarza. Były gorące przemowy, głos zabrał także W. Nimczuk. Nastrój zapanował bardzo podniosły, porównano ten nasz budynek do chramu (świątyni), a my wiedzieliśmy, że jeszcze niedawno znajdowały się w nim biura bazy transportu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tkwiliśmy tam zresztą jeszcze kilka lat, zanim nas zaczęto przenosić w inne miejsca (niekoniecznie lepsze).

Sam udział w kongresie krakowskim też był ściśle związany z osobą kijowskiego slawisty. Znalazłem się w sekcji poświęconej gramotom brzozowym. Przede mną jako pierwszy głos zabrał A.A. Zaliznjak z Moskwy, który występował bardzo efektownie i długo, zabierając praktycznie cały czas przewidziany na mój referat. Jego wystąpienie ściągnęło do sali niemal całą rosyjską delegację. Widać było, że cieszył się wielka estymą, po referacie nagrodzono go owacyjnymi brawami, po czym sala zaczęła pustoszeć. Byłem w bardzo trudnej sytuacji, gdyż musiałem mocno okroić swoje wystąpienie zatytułowane «Jeszcze o gramotach brzozowych z XII wieku na Ukrainie», a jednocześnie na tyle zainteresować tych, którzy pozostali w sali, by nie przemawiać do pustych ścian. W. Nimczuk – pamiętam to dobrze – słuchał z dużą uwagą. Trudno się dziwić, przecież kilka lat wcześniej pisał o tych gramotach („Берестяні грамоти в Україні», Мовознавство, 1992 (ном. 6), с. 11-14). Odnosiłem się do jego odczytu i interpretacji tekstu gramot, trochę krytykując i poprawiając jego ujęcie. Po zakończeniu obrad podszedł do mnie i gratulując stwierdził, że być może mam rację: «Пане Фаловський, треба подумати – може ви насправді маєте рацію». To wielka cecha prawdziwego uczonego: umieć przyznać rację komuś młodszemu i mniej doświadczonemu, przyznać się do błędów. Takim człowiekiem był właśnie W. Nimczuk. To miara jego wielkości. Poprosił mnie też wtedy o książkę, mój doktorat poświęcony historii kategorii superlatywu przymiotników w języku staroruskim i starorosyjskim dla swojego doktoranta. Chwalił ją, co dla mnie było dużym wyróżnieniem.

Spotykaliśmy się potem wiele razy. Niejednokrotnie przy okazji wizyty w Kijowie zachodziłem do Profesora. Miał zawsze dla mnie czas, choć był człowiekiem niezwykle zajętym. Chętnie dzielił się swoimi opiniami, prawie zawsze obdarowywał mnie swoimi publikacjami. Wydobywał z szaf ostatnie egzemplarze swoich książek, nie żałując, byle sprawić przyjemność obdarowywanemu. Tak udało mi się wydostać już dawno nie do zdobycia jego monografię z 1985 roku «Мовознавство на Україні в XIV-XVII ст.».

W późniejszym czasie spotykaliśmy się na konferencjach poza Ukrainą, głównie na Węgrzech. Słuchając wystąpień Profesora zawsze byłem pod wrażeniem jego rozległej wiedzy faktograficznej z zakresu historii języka i językoznawstwa ukraińskiego. Ale przede wszystkim byłem urzeczony jego wielką miłością do języka Szewczenki i Franki. Ta miłość i fascynacja językiem ojczystym emanowała z każdego referatu i z każdego tekstu pisanego.

Studenci krakowskiej ukrainistyki mieli możliwość odbywania półrocznego stażu w stolicy Ukrainy w ramach stypendium ministerialnego. Jechali tam już z tematami prac magisterskich. Tych, którzy pisali u mnie prace językoznawcze kierowałem na konsultacje do Profesora. Chętnie ich przyjmował, udzielał porad. Tematy akceptował z jednym wyjątkiem. Był oburzony i zniesmaczony tematem «Nazwy kobiety lekkich obyczajów w języku ukraińskim». Nie mógł się pogodzić z tym, że można pisać magisterium o «puttanach» (tak się wyraził – z włoska), nie mieściło mu się to w głowie. Tym samym, nie podzielał opinii wyrażonej ongiś przez J. Baudouina de Courtenay: «Неприличия исследователь языка не знает и все слова для него одинаково приличны. Н?икакой кастрации и ханжества! Слово Бог, генерал и т.п. так же хороши, как напр. жопа и т.п.». Dopiero po latach zrozumiałem jego reakcję, kiedy stykałem się z podobnym stanowiskiem innych językoznawców ukraińskich. Język ukraiński był poniżany przez wiele lat, teraz wybił się na niezależność. Należy go ochraniać, dbać o jego czystość, o jego piękno. Tego rodzaju «nieprzyzwoite’ słownictwo nie zasługuje na uwagę badacza. Miałem także okazję obserwować, z jakimi problemami stykała się śp. Łesia Stwyc’ka, która badała słownictwo agresywne i wulgarne i, co ciekawe, zarzuty i krzywdzące nieraz uwagi – tu ich nie przytoczę – padały ze strony mężczyzn, jej kolegów-językoznawców, czego nie byłem w stanie zrozumieć. Na jednej z konferencji tylko ja stanąłem w jej obronie, pomny na słowa wielkiego Baudouina.

Jedno nie ulega kwestii. Ukraina nieprędko będzie mieć – jeśli w ogóle – takiego badacza, filologa-językoznawcę, takiego erudytę, który tyle wiedział o swoim języku ojczystym, tyle o nim napisał prac i, który tak ukochał przedmiot swoich naukowych penetracji.

Адам Фаловський (Adam Fałowski)
доктор габілітований, професор, завідувач кафедри україністики Інституту східнословʼянської філології Ягеллонського університету (Польща)

Відеоспогади про Василя Німчука

Цей текст було надруковано в книзі “Професор Василь Німчук у спогадах сучасників” (Ужгород, 2018).

Інші публікації з цього видання: